fbpx
MOJE BIEGANIE I NIE TYLKO

MÓJ PIERWSZY PÓŁMARATON. RZECZYWISTOŚĆ. CZ. III

 

FRAKFOTO Fotografia. Numer 4998 – skupienie na ok. 19 km.

 

PKO Poznań Półmaraton 2015 czas zacząć!

 

Nadchodzi wielki dzień. Nie chcę mieć żadnych oczekiwań. Chcę po prostu cieszyć się biegiem i spełnić swoje marzenie. To tak w teorii co chcę, a czego nie chcę. 🙂 W praktyce w myślach obliczam tempo na 1 h 50 min. Z wyliczeń wynika, że dam radę.

Nie chcę psioczyć na organizację. Jest duuuużo ludzi, mało miejsca w strefach startowych i masa przepychań. Średnio wymarzony start, ale kto wie, może gdyby nie ta walka, nie wystrzeliłabym jak z procy.

Nie czuję takiej świeżości, jak na Maniackiej. Pomimo braku zegarka czy Endomondo wiem, że biegnę szybciej niż zakładałam. Znów tłum niesie. Co chwila znajomi kibice. Co to są za emocje! W jednej chwili człowiek myśli, że już nie może, w kolejnej przychodzi fala energii. Dostrzegam pacemakera z balonikiem 1 h 40 min. Wow! Nie ma czasu na zastanawianie się, czy dam radę. Podbudowana miłymi słowami współbiegaczy lecę dalej.Tuż za 10 km gigantyczny kryzys. Rwane tempo, ekscytacja robią swoje. Łapie mnie kolka, jakiej jeszcze nigdy nie doznałam. Dosłownie nóż w brzuchu. Łzy cisną się do oczu. Mam tyle siły! Głowa i nogi chcą, brzuch nie pozwala. Co ja mam zrobić? Zaprzepaścić to wszystko przez głupią kolkę?

Na pomoc przychodzi biegacz obok. Krzyczy, żebym się nawet nie ważyła zatrzymywać, że za daleko zaszłam. Słowa te mną wstrząsają. Budzi się we mnie wojownik. Zaciskam zęby i biegnę dalej. Nieznajomy miał rację. Po paru kilometrach kolka puszcza. Znów nabieram wiatru w żagle, w czym pomagają mi niezastąpieni kibice (dziękuję pani Wiesiu i panie Krzysztofie!).

16, 17 km. Najbardziej kryzysowy moment dla wielu biegaczy. Dla mnie leci jak z płatka. Bez traumatycznej końcówki? Pierwszy półmaraton? O nie! Byłoby zbyt cukierkowo. Ostatnie 2 km, znów kolka, znów męka. Wraca z podwojoną siłą. Wiem już, że nie mam broni do walki z tym przeciwnikiem. Żelazne nerwy i walka wygrana! Ze łzami w oczach przebiegam linię mety!

Jaki wynik? W mojej głowie tragiczny. Straciłam wszelkie nadzieje na urwanie choć paru sekund z 1 h 50 min. Balonik 1 h 40 min poszedł w niepamięć. W moim odczuciu momenty kolki trwają wiecznie. W rzeczywistości tak nie jest… To tylko nasza psychika tworzy własne osi czasu.Jak było naprawdę? Biegłam zatrważająco szybko. Serio. Gnałam jak młoda (i niedoświadczona :)) antylopa. Pomimo przeciwności losu, osiągnęłam swój cel i wykręciłam czas, którym będę chwalić się wnukom.

1 h 40 min!

Szczęście. Olbrzymie szczęście i niedowierzanie. Co ja przeżyłam na tej trasie. Można by było powieść napisać!

Dzielę się z Wami tą historią, ponieważ wiele mnie ona nauczyła.

Warto walczyć! Warto w siebie wierzyć. Tak! To przede wszystkim. I warto biegać, by odkryć swoje lepsze ja.

Złapałam bakcyla i jestem pewna, że Wy też możecie. Chcieć to móc! Wszystko jest możliwe. Musimy dać sobie tylko szansę.

A po co się tak męczyć?

Według mojej teorii, dopiero wtedy czujemy, że żyjemy. 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

Previous Post Next Post

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply