fbpx
DIETY, JADŁOSPISY, MIT OBALONY

Czy liczysz kalorie? #1

Idąc tropem mojego ostatniego FOODBOOKA pragnę wyjaśnić Ci dlaczego liczenie kalorii nie ma sensu.

 

Zaczynamy nową serię na blogu: „PYTANIE DO DIETETYKA” (zadaj kolejne w komentarzu lub wiadomości prywatnej)

Czy na co dzień liczysz kalorie i jesz według jadłospisów, które sama przygotowujesz?

Nie liczę kaloryczności moich posiłków i nie korzystam z jadłospisów. Wierzę (może naiwnie), że są jeszcze na tym świecie osoby, które nigdy jej nie liczyły i nigdy nie będą tego potrzebować, zachowując zdrowie. Wychodzę z założenia, że każdy ma w sobie potężny system regulacji, a wszyscy dietetycy, którzy wmawiają Ci, że jedyna słuszna droga to praca na jadłospisie – kierują się głównie zarobkami.

I, żebym nie była hipokrytką, piszę to promując mój najnowszy jadłospis z Żabki… dlaczego? Sama kiedyś liczyłam kalorie. Doświadczenie to pozwoliło mi dostrzec, które dane w całej tej układance zdrowego odżywiania są naprawdę niezbędne do właściwego funkcjonowania, a które rozregulowują wewnętrzny system równowagi, co potwierdzają badania naukowe:

 

Cześć artykułu Harvard Health Publishing:

 

Czy skorzystałabym zatem z jadłospisów z Żabki lub innych gotowych jadłospisów ze sklepu Biegiem do Lodówki?

Obecnie moja świadomość żywieniowa jest mocno rozbudowana, na tyle, że praca z nawet najlepiej zbilansowanym jadłospisem (a mój taki jest) byłaby czystą… udręką.

Wiem, jak zmienne jest moje zapotrzebowanie kaloryczne (o czym piszę tu). Im bardziej pozwalam sobie na zaspokajanie najdziwniejszych zachcianek, tym mocniej czuję, co jest dla mnie dobre, a co niekoniecznie. Podążając za wartościami odżywczymi żywności, a nie kaloriami, wychodzę na tym najlepiej. Skupiam się na niwelowaniu żywnością stresu oksydacyjnego (przeciwutleniacze), stymulacji układu odpornościowego (szereg mikroelementów, np. cynk) czy chociażby właściwej podaży wapnia, bez którego cała gospodarka wodno-elektrolitowa, hormonalna organizmu kuleją.

Liczy się JAKOŚĆ a nie ilość (kalorie).

Wiele osób może tę jakość interpretować w błędny sposób, obawiając się, że w dzisiejszych czasach żywność jest bardzo zanieczyszczona. To nie do końca prawda. Są badania naukowe, które pokazują, że żywność niekontrolowana (np. jaja od dziadziuszka na wsi) zawiera więcej dioksyn, niż żywność poddana szeregowi testów na podstawie ustalonych norm.

Nie mniej wracając do kalorii…

Jak to wygląda w praktyce?

JEDZENIE BEZ JADŁOSPISU NIE OZNACZA BRAK ORGANIZACJI POSIŁKÓW

Wypełniam lodówkę zdrowymi produktami – najprostsza zasada to kierowanie się pełną gamą kolorów, za które odpowiadają przeciwutleniacze. Zawsze jest tam jakaś kapusta, brokuł, szpinak albo jarmuż, marchew, mrożone owoce jagodowe. Chwilę dumam i zazwyczaj wymyślam na bieżąco, starając się wsłuchać w moje aktualne potrzeby. To zmienia się czasem, jak w kalejdoskopie, dlatego tak cudowne jest dla mnie przygotowanie tzn. bazy czyli gotowych półproduktów, które mogę szybko połączyć w wymarzone dania (gotuję kaszę/makaron/ryż/strączki/warzywa w większych ilościach). To taka, jakby niekontrolowana kontrola i organizacja 😉
Wtedy czuję, że mój organizm jest dobrze odżywiony. Regularnie się wypróżniam, nie boli mnie brzuch, rzadko miewam wzdęcia, mam stały poziom energii i nie miewam migren. Skupiając się na właściwościach zdrowotnych produktów oraz na całym stylu życia (wysypianie się, joga, medytacja, sport) nie przejmuję się kaloriami. To czy zjadłam prawie 4000 kcal czy 2000 kcal nie ma dla mnie zupełnie znaczenia.

Dbając o siebie, czuję się dobrze we własnej skórze, bez względu na to, co pokazują kalkulatory kaloryczności.

Nie raz przerobiłam to, że gdy w wirze pracy i codziennych obowiązków, nie mam pod nosem zdrowych produktów, wybieram byle co. A wybieranie byle czego nakręca oczywiście wir niezadowolenia, z którego potem ciężko się wygramolić (co niezwykle istotne – „byle co” na śniadanie, obiad i kolację, to zupełnie, co innego niż „byle co” jako dodatek).

To proste – organizm łaknie tego, na co jest wystawiany. Im więcej pysznych, zdrowych produktów masz w kuchni, tym łatwiej będzie Ci oprzeć się fast foodom i tym mniej kalorii zjesz ostatecznie w ciągu dnia.

Zatem, jeśli…

  • znasz grupy produktów, które pozwalają zachować homeostazę
  • masz mniej więcej świadomość, w których produktach są, jakie witaminy i składniki mineralne
  • potrafisz jeść tak, że w momencie największego głodu, nie doprowadzasz do stanu przejedzenia do bólu brzucha
  • i tak, że w momencie braku apetytu nie głodzisz się czekając, aż zgłodniejesz
  • czerpiesz pełną satysfakcję z ulubionej aktywności fizycznej
  • dajesz sobie zdrowe 3 h na strawienie posiłku, ćwiczysz po tym czasie na pełnych obrotach i w 4-5 h po posiłku robisz się powoli głodny, a nie WILCZO głodny z mroczkami przed oczami, omamami i zawrotami głowy
  • nie znasz pojęcia kompulsywnego objadania się, braku akceptacji swojego ciała, karania się jedzeniem czy traktowania jedzenia, jako nagrody

…to znak, że jadłospis z produktów z Żabki (i każdy inny jadłospis w moim sklepie) NIE JEST DLA CIEBIE.

Praca na jadłospisach (w których nie podaję kaloryczności poszczególnych posiłków) ma sens, gdy ZAPRZECZYŁEŚ/AŚ któremuś z powyższych stwierdzeń.

To sposób, żeby zbudować podstawy. Czytanie samych książek i słuchanie zaleceń dietetyków zrobi z pewnością z Ciebie świetnego teoretyka. Niestety nie praktyka.

Nic tak skutecznie nie nauczyło mnie podstaw zdrowego odżywiania, jak właśnie gruntowna praca u podstaw – tyle, że ja robiłam to po omacku, bez wiedzy, którą teraz posiadam, metodą prób i błędów… gdybym miała wtedy mądrze ułożony jadłospis, myślę, że uchroniłabym się przed wieloma bolesnymi potknięciami i niedoborami (chociażby witaminy D). Gdyby jeszcze ktoś POINFORMOWAŁ MNIE, że taki jadłospis to FORMA INSPIRACJI, że posiłki można dowolnie wymieniać, że kalorie nie muszą się zgadzać każdego dnia (o czym piszę tutaj), że mogę jeść znacznie więcej niż pokazują to gwiazdy na youtube…i gdybym w to uwierzyła…

Dużo gdybania 😉 a czas leci nieubłaganie! Zatem zastanów się proszę, czy jesteś pewna/y siebie na polu odżywiania się? Czy jest coś do poprawy?

Jeśli masz ochotę na naukę, to wskakuj do sklepu BDL, wybierz kaloryczność (lub napisz do mnie, pomogę Cię zdecydować) i działaj!

A możesz masz już za sobą parę współprac z dietetykami, nadal będąc w tym samym punkcie? Takie przypadki odsyłam do psychoterapeuty, na sesje głębokiej relaksacji, na jogę (chcesz poćwiczyć ze mną?). Nie oszukujmy się. Nie wszystko da się załatwić samym talerzem.

 

Ściskam Cię mocno i wierzę, że dzięki moim radom poczujesz wreszcie równowagę 🙂

Agnieszka

Previous Post

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply