Kolejna część mojej biegowej przygody pokazuje, jak wiele zależy od naszej głowy. Zmagania nie tylko z niedogodnościami zewnętrznymi, ale przede wszystkim z samym sobą. Poszukiwania własnego rytmu ciąg dalszy.
Wiedziałam, że tempo 5 min/km jest dla mnie komfortowe (w przypadku 10 km). Nie powiem, żeby mnie nie męczyło, ale też nie sprawiało, że wypruwałam płuca. Szybciej? Łoooolaboga! Moja świadomość nie dopuszczała takich myśli. Boimy się tego czego nie znamy. To oczywiste, ale bez przesady! Biegasz już od jakiegoś czasu, poza tym uzupełniasz swój trening innymi ćwiczeniami. Pewnie nie raz intensywniejszymi niż podczas biegu, ale jednak głowa tworzy bariery.Ciekawa jestem czy w życiu każdego biegacza są takie dylematy? Czy podołam przebiec ponad 10 km? Czy dam radę biec nieco szybciej i to tempo utrzymywać na dłuższym dystansie? Mętlik w głowie, ale i ekscytacja. Nie dajesz sobie przyzwolenia na więcej. A czemu nie? Przecież to nie olimpiada. Zmęczysz się, zatrzymasz, może poczujesz właśnie większą lekkość. Fajnie!
Biegi na 5 km dały mi nadzieję (pierwszy Parkrun 23:04 i drugie miejsce wśród kobiet). Nadzieję, że jest we mnie moc i przeświadczenie, że takie cuda (autentycznie uznawałam to za cud!) to tylko na krótkim dystansie i w ogóle to jakiś przypadek. Teraz mnie to bawi, a może bardziej zadziwia. Jak mogłam tak umniejszać swoje sukcesy? Doceniać siebie to sztuka. Cały czas się tego uczę.
Wróćmy do przygotowań. Polegają na bieganiu 3 razy w tygodniu (plus dodatkowe ćwiczenia w domu). Po części opieram się na darmowym planie Night Runners. Patrzę głównie na dystanse, tempo dobieram indywidualnie. Obiecuję sobie, że nie będę przeginać. Po pierwsze, żeby się nie zniechęcić, po drugie nie zajechać. Stopniowo zwiększam kilometraż. Nie chcę wchodzić w szczegóły (jeżeli Was interesują, proszę o komentarz). Najważniejsze, że z każdym treningiem biega się coraz lepiej, co nie znaczy łatwiej. Niektórym się wydaje, że szczupłe osoby mają nadprzyrodzoną moc i skrzydła, że wszystko im przychodzi w bieganiu ot tak. O nie! Tak nie jest. Zbyt niska masa ciała może być problemem. U szczupłych dziewczyn granica między wysportowaną sylwetką, a wychudzeniem jest bardzo łatwa do przekroczenia (z chęcią napiszę w przyszłości, jak sobie z tym radzić). W rzeczywistości jest ciężka praca, trochę zabawy, determinacja i mocna wewnętrzna motywacja. Nie chodzi tutaj, żeby udowodnić coś komuś. Udowodnić sobie, to wyczyn.
MANIACKA 10
Udowadniam sobie na Maniackiej 10. Czuję lekkość w nogach i coś co ciężko opisach słowami… Czyżby to te skrzydła? 😀 Tłum i emocje dosłownie niosą. Biegnę prosto z serca, tak jak czuje organizm. Wsłuchuję się w oddech. Wiem, że jest dobrze. Wolność i łączność ze sobą. Bajka. Potem pojawia się moment strachu. Czy skończy się „paliwo”? Nie kończy się! Lecę zahaczając o lekki kryzys na ostatnich 2 km, jednak myśl o mecie nie pozwala zwolnić. Nie ma się co oszukiwać. Wiem, że dobiegnę, ale kiedy dobiegnę? Ooo toż to sama siebie szokuję! 44 minuty 38 sekundy! Czyli krótko mówiąc wszelkie obawy się nie sprawdzają. Czy 5 czy 10 km, jestem w stanie biec tak samo szybko. A co najlepsze, tak szybko jak nigdy na treningach!
W mojej głowie nastąpił przełom. Zaczyna się kombinacja, kalkulacja biegacza. Skoro jestem w stanie pociągnąć 10 km w szybkim tempie, to tak jakby w wolniejszym półmaraton. Pierwszy raz wierzę, że go przebiegnę. Oho, wierzę nawet, że to dla mnie może być przyjemność.
Czy pociągnęłam z uśmiechem na twarzy?
III – OSTATNIA CZ. CYKLU JUŻ CZEKA!
2 komentarze
Już czekam na post o tym jak sobie radzić ze szczupłą sylwetką i nie popaść w wychudzenie.
Cieszę się, że jesteś zainteresowana tym tematem. Będzie niebawem!