Nie ma się co oszukiwać. Dieta roślinna wymaga na początku nieco zachodu. Czasem po prostu brakuje inspiracji, częściej jednak pojawiają się obawy czy dostarczamy naszemu organizmowi wszystkiego czego potrzebuje. Przychodzę zatem z pomocą! W pełni zbilansowane menu dla Was!
makroskładniki
Po białkach i tłuszczu przyszedł czas na węglowodany. Makroskładnik „widmo”, budzący postrach oraz liczne obawy, które przekładają się na nierealne poczynania dietetyczne. Z jednej strony wiemy, że stanowią podstawowe paliwo do działania, z drugiej wierzymy w bajki o ich tuczącej mocy. Czy jest się czego bać? Jak się z nimi obchodzić?
Tak. Jestem zwolenniczką diety roślinnej, jednak nie przepadam za określaniem siebie czy innych, jako wegetarianin czy weganin. Bardzo łatwo wkrada się wtedy ideologia, a co za tym idzie ocenianie czyichś poczynań. Dla mnie dieta roślina to spożywanie tzw. „whole foods”, czyli pełnowartościowej, nieprzetworzonej żywności. Dla ułatwienia nazwy te będę używać wymiennie. Chociaż wegetarianizmu, rozumianego jako rekompensowanie sobie braku mięsa ogromną ilością nabiału, nie rozumiem i nie popieram. A teraz na temat. 🙂
Nikt nie powiedział, że intensywna aktywność fizyczna i wegetarianizm (a nawet weganizm) się wykluczają. Jest wręcz odwrotnie! Jeśli nasza dieta oparta jest na nieprzetworzonych produktach, to jesteśmy na dobrej drodze do świetnego samopoczucia, a co za tym idzie energii do działania! Zdrowie to już tylko całkiem przyjemny efekt uboczny.
Istotne jest urozmaicenie diety. Stąd też pomysł na przedstawienie Wam moich ulubionych sposobów na zaspokajanie organizmu w podstawowe składniki odżywcze, bez których ani rusz (białko, tłuszcze, węglowodany). Temat może wydawać się prosty jak drut, jednak zaufajcie mi. Warto się wczytać. Są to zagadnienia, które często są niewystarczająco a nawet mylnie przedstawiane w wielu źródłach, w tym nawet książkach dietetycznych „starej daty”.