Kocham podróże. Każda kolejna przynosi nowe odkrycia i poszerza mój światopogląd. Jednak to co najbardziej mnie w nich kręci to jedzenie! Nietuzinkowe, przyrządzane z pasją i niosące w sobie historię danego narodu.
W tym roku miałam okazję odwiedzić Izrael. Jadąc tam wiedziałam, że będzie dobrze, ale nie sądziłam, że aż tak dobrze! Raj dla roślinożerców! 😉
Hummus czy falafel smakowałam już przed wyprawą. Za każdym razem, gdy je przyrządzałam, było smacznie, lecz moje kubki smakowe nie szalały prosząc o więcej i więcej. Miałam wrażenie, że ciecierzyca z natury jest bardzo delikatna, lekko muląca i nic nie jest w stanie nadać jej charakteru.
Jakże się myliłam! Izrael wywrócił mój kulinarny świat do góry nogami. Ostrzegam, bywa tłusto, ale też świeżo. Nieziemsko aromatycznie i sycąco. Wiele sprzeczności, które prowadzą do idealnej całości. Właśnie za to kocham tę kuchnię i wierzę, że Wy też pokochacie. Przedstawiam Wam zatem smaki, które odkryłam na nowo.
- HUMMUS MARZEŃ
Pierwsza prośba w hostelu? Gdyby na śniadanie mogło być coś wegańskiego… Mina recepcjonisty bezcenna! 😀 Następnego poranka zrozumiałam o co chodzi. Hummus królował. Codziennie w nieograniczonych ilościach. Nigdy bym nie przypuszczała, że będę w stanie się nim zajadać dzień w dzień. A jednak!
Klucz do sukcesu? Jedwabiście kremowa konsystencja. Tak, ten z Polski kojarzył mi się z ciężkim smarowidłem, tutaj był nawet nieco lejący. Nie przytłaczał. Stanowił fantastyczne tło dla dodatków. To one najbardziej mnie zaskoczyły. Szczodre uzupełnienie „robiło” całe danie!
Świeża, soczysta cebula, mus z ogórków kiszonych, ziarna niezmielonej cieciorki, sowita porcja tahini, olej, suszona papryka. Ah i coś co zadziwiło mnie najbardziej. Fasola. Tak! Czarna fasola w sosie własnym, jako dodatek do hummusu. 100% białka gwarantowane! 🙂 Nic się nie gryzie. Wszystko nałożone, jakby od niechcenia, a jednak gdy próbujesz, wiesz już, że jest to skrzętnie obmyślany plan podbicia Twojego serca i żołądka. Potrawa jest kompletna. Każdy składnik perfekcyjnie komponuje się z resztą. Wszystko podane z pitą. Niby proste, a jednak dopełnia całości. Aż się zrobiłam głodna. 🙂 Pora ruszyć dalej!
2. FALAFEL
Na ten doskonały trafiłam dopiero po kilku dniach. Sam falafel (czyli smażone kulki z ciecierzycy) zachwycił mnie od razu. Chrupiący, jednak nie ociekający tłuszczem, bardzo dobrze przyprawiony i mocno zielony w środku, za sprawą sporej ilości pietruszki dodawanej do masy. Na ilość warzyw też nie mogłam narzekać. Nieodłączny bar sałatkowy z kiszoną rzepą, kapustą, świeżymi pomidorami i ogórkami, podbił moje serce. Jednak ten najlepszy to taki napakowany po brzegi warzywami, niekiedy smażonym bakłażanem, hummusem, polany sosem z tahini… dodatkowo do wyboru ostre sosy na bazie chilli i mango. Na próżno szukać majonezowych, czosnkowych cudów. Ketchupu też nie ma. Czy czegoś mi brakowało? Nigdy w życiu! Jest kremowo i wyraziście. Pycha!
Sos z tahini? Przed wyjazdem miałam je w swojej kuchni. Łączyłam na słodko z melasą z karobu, lodami bananowymi, owsianką… lepsze niż nie jeden deser! Ale, żeby na słono, jako sos? Nie byłam przekonana, dopóki nie spróbowałam. A warto. Jest świetną alternatywą dla majonezowych sosów, coraz łatwiej dostępne w dobrej cenie w sklepach z arabską żywnością. Zdrowo i naprawdę pysznie!
3. SABICH
Bakłażanowa odmiana pity z falaflem. Smażone plastry bakłażanów, znów duuuużo hummusu, tahini, moc warzyw i ogień sosu chilli. Miłość od pierwszego wejrzenia! Tradycyjna wersja z jajkiem.
4. NALEŚNIK Z ZATAREM
Ostatnia wytrawny punkt listy, którego nie mogłam pominąć. Naleśnik z zatarem, dużą ilością świeżej natki pietruszki i innej zieleniny oraz solidną porcją tajemniczego sosu na bazie chilli. Wiem, wiem, znów danie mączne, znów chilli. Co zrobić? Izraelczycy to uwielbiają i wychodzi im to na zdrowie!
Potrawa niepozorna, a daje kopa! Świat po spożyciu staje się piękniejszy. 😉
Czyżby to magia zataru (czyli słynnej arabskiej przyprawy z tymianku, sumaku, sezamu i soli)? A może sympatyczna babowinka z targu wrzuciła coś w bonusie przygotowując potrawę?
Jedno jest pewne, warto spróbować dla samego zataru. Przeciwników palącej język ostrości nie namawiam. Śmiałkom polecam zaopatrzyć się w butelkę wody.
5. OWOC GRANATU
Czas na deser! Oprócz hummusu, niemal każdego dnia towarzyszyła mi uczta z granatem. W Izraelu jest stosunkowo tani, kusi żywym kolorem i jędrnością. Antyoksydacyjny detoks, jak znalazł!
Po co nam antyoksydanty? To one niszczą wolne rodniki, które powstają w naszych organizmach przy intensywnym wysiłku. Jasne, że sport to zdrowie, ale z umiarem. Gdy mocnych treningu jest bardzo dużo, wolne rodniki sprawiają, że organizm wolniej się regeneruje, szybciej zachodzi proces starzenia, zmniejsz się odporność… Co zrobić by przeciwdziałać? Jedzmy granaty! Tylko wybierajmy te odpowiednie. Ich prawdziwie słodki smak poczułam dopiero w Izraelu. W Polsce kojarzyły mi się z nieprzyjemną goryczką. Kwestia dojrzałości? Co sądzicie na ten temat?
6. ARBUZ
Orzeźwiający, soczysty, obłędnie słodki. Dosłownie czuć w nim słońce! Coś niesamowitego w środku zimy!
7. SŁODYCZ DAKTYLI
Ostatni punkt izraelskiej podróży to mój ulubieniec. Ulubieniec? To mało powiedziane! Ta odmiana daktyli to hit. W przeciętnym polskim sklepie nie widziałam, za to znalazłam w sklepie internetowym https://www.najlepszedaktyle.pl/t/produkty/daktyle/medjoul. Niebawem będę zamawiać.
Początkowo kojarzyłam ich zeschniętą wersję. Dosłownie. Te są pokaźnych rozmiarów, miękkie, ciągnące niczym krówka, nieziemsko słodkie. Natura postarała się o najlepsze cukierki. 🙂 Są w stanie zastąpić słodycze! I to bez żadnego nakładu pracy. Kto nie wierzy, niech spróbuje! Rozkosz dla podniebienia.
To koniec moich kulinarnych uniesień prosto z Izraela. Tym zestawieniem chciałam was zainspirować do czerpania z kuchni świata. Okazuje się, że dla niektórych abstrakcyjna i niedoborowa dieta roślinna stanowi chlubę i fundament kuchni Bliskiego Wschodu.
Nie każda kuchnia jest idealna. Mogłabym się przyczepić do smażenia w głębokim oleju czy wszędobylskiej pszennej pity. Jednak widzę o wiele więcej zalet. Przede wszystkim dania są sycące i pełnowartościowe, gdyż bazują na białku roślinnym z cieciorki. Obłędnie zdrowe tahini to moc dobrego nienasyconego tłuszczu z sezamu i minerałów (jest bardzo bogate w żelazo). Kiszone, świeże warzywa, suszone owoce, orzechy na każdym rogu. Można by się zachwycać bez końca!
Ciekawa jestem, czy mieliście okazję spróbować tej kuchni i co najbardziej zapadło Wam w pamięć? Są tutaj jacyś miłośnicy hummusu? 🙂
Pozdrawiam!
Chcesz nauczyć się indywidualnie, jak komponować zbilansowane wege posiłki? Zróbmy to razem – prosto i skutecznie!
EBOOK
LIDL 1700 KCAL
LIDL 2200 KCAL
BIEDRONKA 1800 KCAL
BIEDRONKA SPORT 2500 KCAL
WEGETARIAŃSKI ZERO WASTE 1700 KCAL
WEGAŃSKI ZERO WASTE 2100 KCAL
4 komentarze
Treściwie i na temat. Pozdrawiam!
Dziękuję! Pozdrawiam! 🙂
Przeczytałam z zainteresowaniem. Pewnie spróbuję potraw.
Krystyna
22.X.2018r
Cieszę się i zdecydowanie polecam 🙂