Tycie to temat niewdzięczny. Przez całe życie jesteśmy do niego negatywnie nastawiani, aż w końcu dochodzi do tego, że gdy staje się konieczne ze względów zdrowotnych, nie możemy temu podołać. Staje się największą udręką. Działania nijak mają się do chorobliwego podejścia oraz zakorzenionych nawyków. Co zatem zrobić, aby wyjść z błędnego koła, zrozumieć sens zaleceń żywieniowych i zrobić pierwszy krok do przodu?
Z racji, że temat jest niezwykle obszerny, uważam, że najrozsądniej będzie podzielić go na kilka osobnych wpisów. Dziś podzielę się z Tobą moimi przemyśleniami na temat przyczyn zbyt niskiej masy ciała. Dowiesz się też, jaki najczęstszy błąd popełniają osoby, które chcą szybko przytyć. W kolejnych wpisach planuję przedstawić moje podejście do tycia i aktywności fizycznej oraz przykładowy jadłospis. Sądzę, że od zaleceń dietetycznych nie mniej ważne jest poznanie właśnie źródła, przekonań oraz osobowości, która sprawiła, że masz dany problem. Weź też proszę pod uwagę, że moje przemyślenia, doświadczenia i sposób działania nie musi być idealny dla każdego. Nie jestem nieomylna. Piszę o tym, co sama na sobie spróbowałam i choć wiem, że jest to mało inwazyjne a przy tym skuteczne, to każdy jest inny. Pisząc mało inwazyjne mam na myśli, że tyjąc w ten sposób – oprócz zyskania dodatkowych kilogramów – nie przysporzysz sobie dodatkowych kłopotów. A może być ich wiele. Refluks czy zaburzenia gospodarki węglowodanowej, to naprawdę nic przyjemnego. Teraz koniec moich wywodów. Wracamy do dwóch grup osób chcących przybrać na masie!
Chudzi szczęściarze.
O jednych mówi się, że po prostu zawsze byli szczupli. Chcą nabrać kształtów, a może nawet rozbudować masę mięśniową dla zmiany wizerunku, lepszego samopoczucia. Takie osoby mają stosunkowo prostą drogę do celu. Choć błyskawiczny metabolizm wskazywałby, że przybrać będzie bardzo ciężko, to czysta, niczym niezmącona motywacja sprawia, że wprowadzenie kilku zmian w diecie przynosi naprawdę super efekty.
Ci z problemami.
Drudzy zaś, to osoby borykające się z przeszłością depresyjną, anorektyczną, bulimiczną… (chudość chudości nie równa, dlatego przy skrajnym wychudzeniu należy postępować inaczej!). Tutaj sprawa nieco się komplikuje, ponieważ dopóki dana osoba nie poradzi sobie z głową, dopóty żadne, nawet najbardziej trafne i praktyczne zalecenia żywieniowe, nie przyniosą oczekiwanych rezultatów. W takiej sytuacji bardzo gorąco radziłabym równocześnie zająć się pogłębianiem samoświadomości, najlepiej pod okiem sprawdzonego terapeuty, a już na pewno zaczynając od codziennej medytacji. Dopiero samoakceptacja pozwoli podejść do jedzenia bez niepotrzebnego spięcia, a tycie dla zdrowia nabierze sensu i znaczenia.
Mam wrażenie, że Ci, którzy przez długi okres czasu nie mogą przytyć, to właśnie jednostki w wieloma problemami psychicznymi. Równie dobrze mogą należeć do obu grup, czyli mieć problemy z jedzeniem, a jednocześnie mieć szalenie szybki metabolizm. Tylko, że nikt im tego nie powiedział, a sami nigdy by tak nie pomyśleli! To jest okrutny paradoks. Niestety bardzo powszechny. A Ty jesteś pewien, że należysz tylko do jednej grupy? Wiesz, że stawiająca opór psychika, która ma niebagatelne znaczenie w percepcji przyjmowanych posiłków, nie pozwala w wielu sytuacjach ruszyć z miejsca? Sądzę, że najpoważniejszym problemem wielu są właśnie odczucia i emocje, które towarzyszą przejedzeniu, strach przed gwałtownym przytyciem ponad założoną ilość kilogramów. Łatwo się wtedy poddać, już po paru dniach „robienia masy”.
A nie warto się poddawać! Można nauczyć organizm miłości do siebie. Tycie z przyczyn zdrowotnych (brak miesiączki, słabe wyniki morfologii, problemy ze snem i koncentracją, kiepska kondycja skóry) jest jej największym sprzymierzeńcem.
Z życia wzięte.
Skoro już wiesz w jakim jesteś miejscu, to podam Ci przykład. Weźmy taką sytuację. Ktoś chce szybko i bezboleśnie przytyć (i nawet nie musi mieć przeszłości ED). Zakłada, że powinien jeść dużo kalorii. Może jakieś 1000 więcej? Znajduje przepisy na koktajle, gotuje gar strączków, gar ryżu i rozpoczyna „dietę” wmawiając sobie, że na pewno temu podoła, a rzeczywistość okazuje się okrutna. Już po 2 dniach jedzenie wychodzi mu bokiem. Każdy posiłek to walka z cofającym się pokarmem. Przygnębienie z powodu braku apetytu narasta. Osoba się poddaje. Koniec „robienia masy”.
Ta historia może wydawać się banalna, ale właśnie o to chodzi. Musisz zrozumieć, że procesy zachodzące w naszym organizmie to nie czarna magia. Wszystko ma swoje wytłumaczenie. Zatem zaczynając od początku. Tycia na huuurrrraaa, od kosmicznie wysokiej kaloryczności to nie jest dobry pomysł. Prowadzi do frustracji, a u osób należących do grupy drugiej także do jeszcze większego zaniżenia poczucia własnej wartości. Pamiętaj, że żołądek jest elastyczny, ale znaczenie mają też inne elementy Twojego ciała. Daj czas dla głowy. Wyznacz realne cele. Wiedz, że powolne zmiany są zawsze skuteczniejsze, a Twój żołądek nie jest od teraz gotów na tak drastyczne i nagminne rozszerzanie. Zjeść dwie pizze za jednym posiedzeniem, to nie wyczyn. Bo wiesz co się potem dzieje? Nie jesz nic przez kolejne kilkanaście godzin, bo masz wrażenie, że żołądek został zaciśnięty na wieczność. W ten sposób rozszerza się i kurczy maksymalnie, ekstremalnie, bez żadnej regularności, która jest niebywale pomocna do prawidłowej pracy enzymów trawiennych. To między innymi one dają sygnał, że czas na kolejny posiłek. A tutaj wszystko jest rozchwiane. Dlatego też musisz pożegnać się z wiarą w szalone diety non stop fast food do tzw. zapchania…! Wyjdź od realnej kaloryczności, która stopniowo przyzwyczai przewód pokarmowy do większej objętości pożywienia, aż któregoś pięknego dnia te 1000 kcal więcej stanie się pikusiem. Naprawdę! Daję słowo. Na początku możesz spróbować od 300 kcal więcej. Trzymaj się tej nadwyżki przez kilka dni, podnosząc kolejno do 500 kcal więcej. Może to już będzie dostatecznym wyzwaniem na parę kolejnych miesięcy? Daj sobie czas. Wiedz, że ta praca nie idzie na marne. Nawet jeśli waga pokazuje nadal niewiele więcej, to pamiętaj, że przygotowujesz organizm do dalszego etapu, budujesz bazę. To jak rozgrzewka przed trudnym biegiem. Często pomijana, a jakże ważna! Wykaż się cierpliwością i mądrością. To naprawdę popłaca.
Ustalić nadwyżkę.
Jak zatem dowiedzieć się, jaka jest odpowiednia kaloryczność do przybierania na wadze? To proste. Wybierz dowolną aplikację, do której pierwszego i drugiego dnia wrzucisz wszystkie spożyte posiłki. Pamiętaj, aby najpierw spisać je na kartce, a dopiero potem podliczyć. Uchroni Cię to przed niepotrzebnym sugerowaniem się cyferkami, które mogłyby narzucić nienaturalny bieg wydarzeń. W kolejnych dniach dodaj do średniej z Twojego aktualnego zapotrzebowania kalorycznego odpowiednio ok. 300 kcal. Jeśli po paru dniach czujesz się swobodnie, dodaj 500 kcal. Trzymaj się tego przez co najmniej 3-4 tygodnie. Wtedy możesz zrobić kolejną nadwyżkę.
Trudne momenty.
Pamiętaj, że Twój organizm będzie się stawiał, nakłaniał do starych nawyków. Brak apetytu rano. Niechęć do kolacji. To normalne. Musisz podpisać ze sobą umowę, wedle której zjedzenie 3 głównych posiłków to świętość, a jednocześnie żaden wyczyn. Owocowe przekąski, które pobudzą wydzielanie enzymów trawiennych, to już w ogóle ful wypas. Nawet pół jabłka czy pomarańczy między posiłkami przynosi dobre rezultaty. To w ciągu dnia, natomiast wieczorem sprawdzą się wszelkie mieszanki studenckie. Przyjemnie się chrupie, a przy tym nie tłumi apetytu na posiłki główne w ciągu dnia.
Na dzisiaj już prawie koniec, bo niby wszystko oczywiste, a jednak sprawa komplikuje się, gdy chcemy jeść zdrowo, w zgodzie ze sobą, swoim apetytem, intuicją i jednocześnie tyć. Spuść z tonu. Trzeba powiedzieć jasno, że na początku jest to praktycznie niemożliwe. Im bardziej jesteśmy świadomi, tym trudniej przemóc się z dojadaniem. Uczucie przejedzenia daje poczucie dużego dyskomfortu, nie można skupić się na pracy. No właśnie, to tylko poczucie! Wrażenie, które nie trwa wiecznie. Naucz się proszę rozgraniczać swoje myśli od żołądka. Zauważ, że po zdrowym, obfitym, wegańskim posiłku, uczucie rozepchania ustaje po ok. 30-60 min (a jak by było po smażonym na głębokim tłuszczu mielonym?). Najgorsze, co możesz zrobić, to nie dać sobie czasu na chwilę wytchnienia. Wiem, że jesteś zapracowany, ale bez tego ani rusz. Posiłek powinien trwać co najmniej pół godziny. Ma się ułożyć, ma być spokojny i w przyjemnej atmosferze, a nie bieg od razu po przełknięciu ostatniego kęsa. Zaś, jeśli regularnie i mądrze zwiększasz kaloryczność poszczególnych komponentów diety oraz wybierasz odpowiednie produkty (zdrowe, wysokotłuszczowe, wysokoenergetyczne, o średniej zawartości błonnika), to na pewno nie doświadczysz nieustannego blokowania przełyku przez jedzenie. Obserwuj organizm. Jeśli cofa się do gardła to zły znak. Na dany moment przesadziłeś z nadwyżką kalorii, błonnika, białka. Powinieneś przepracować niższe kaloryczności, wybrać inne produkty. Jeśli zaś podczas posiłku, czujesz duże objedzenie w żołądku (bez cofania się do przełyku), to weź to na klatę i wiedz, że jest to uczucie normalne, które zaraz minie. Będzie tylko lepiej! Podobnie jest zresztą z ośrodkiem głodu i sytości. Jeśli chcesz przytyć, przerwy między posiłkami nie powinny być zbyt długie. Chcesz przecież przejeść wszystko w ciągu dnia, a nie ładować na noc (refluks, niewyspanie, stres – to nie sprzyja tyciu). Nawet jeśli nie czujesz wilczego głodu, po 4 godzinach od posiłku odhacz kolejny i z głowy!
Jeść rozumem a nie brzuchem.
Wychodzi na to, że trzeba jeść z rozsądku. Czy to mądre? Według mnie albo się to zaakceptuje (ludzie naprawdę mają większe dramaty), albo nigdy nie ruszy się z miejsca. Wiedz, że te trudne początki, chwile zmuszania się, z czasem przerodzą się w jedzenie z czystej potrzeby organizmu. Wróci Ci zdrowy apetyt i pozytywne nastawienie do życia! Pamiętaj jednak, że na poczucie głodu ma wpływ naprawdę wiele czynników. U osób po zaburzeniach odżywiania, choć fizycznie są w stanie przyjmować pokarmy, to stres związany z potrzebą przytycia może skutecznie, tygodniami blokować uczucie ssania w żołądku. Słuchanie głosu rozsądku i wybieranie posiłku, daje naprawdę zadowalające efekty. Już po paru miesiącach osoba, która nie mogła przejeść 450 kcal na śniadanie, jest w stanie z przyjemnością spałaszować nawet kalorii tych 1000 😃 brzmi dobrze? To to roboty!
Na koniec moje muskuły zbudowane na roślinach. 😎😄😉
Choć dziś postawiłam na powrót do ukochanej intensywności biegania, która daje mi prawdziwą radość i wolność, to nie żałuję ani jednego miesiąca spędzonego na siłowni. Na początku miałam z tego prawdziwą frajdę. Potem okropnie się wypaliłam. Szczerze, było beznadziejnie. Długo wmawiałam sobie, że posiadanie figury według określonych kanonów da mi szczęście. Może przez chwilę i dawało. Cieszyła mnie nawet nie figura, a siła, którą zbudowałam, a także większa pewność siebie. Jednak cena była zbyt wysoka. Nie chcę znów brzmieć pompatycznie. Perfekcjonizm mnie zniszczył, a równoczesne budowanie mięśni i spalanie tkanki tłuszczowej nie jest dobrym pomysłem. Najpierw masa, potem rzeźba. Coś w tym jest…. Nie mniej historia jest długa.
Jeśli ciekawi Cię moje osobiste doświadczenie z siłownią, daj znać w komentarzu. Mocno wierzę, że mogę pomóc. Odzyskałam równowagę, a nie było łatwo.
Dziękuję za czas, który sobie poświęciłaś/eś. Tak! Sobie a nie mnie, bo to, że jesteś na moim blogu to cudna sprawa. Bardzo to doceniam. Jednak wiesz co ucieszy mnie najbardziej? Gdy wdrożysz tę wiedzę w życie i przekażesz dalej!
Z góry dziękuję 😉
BĄDŹMY W KONTAKCIE !
Wskakuj na Facebook oraz Instagram.
Komentuj i dziel się ze światem.
Twoja obecność z pewnością przyczyni się do nie jednego uśmiechu na mojej twarzy!
Chcesz nauczyć się indywidualnie, jak komponować zbilansowane wege posiłki? Zróbmy to razem – prosto i skutecznie!
EBOOK
LIDL 1700 KCAL
LIDL 2200 KCAL
BIEDRONKA 1800 KCAL
BIEDRONKA SPORT 2500 KCAL
WEGETARIAŃSKI ZERO WASTE 1700 KCAL
WEGAŃSKI ZERO WASTE 2100 KCAL
26 komentarzy
Cześć 🙂 nie należę do grupy osób które chciałyby przytyć, ale zdecydowanie ciekawi mnie Twoje doświadczenie z siłownią!
Cześć 🙂 super! Dzięki za zainteresowanie 🙂 a ciekawi Cię bardziej żywienie czy treningi jakie wykonywałam?
Ja też jestem bardzo zainteresowana tematem i Twoimi doświadczeniami, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzaje ćwiczeń najlepsze na spalenie tkanki tłuszczowej i delikatne wyrzezbienie mięśni, zachowanie przy tym zdrowego rozsądku, brak rutyny, zabijajacej motywację oraz posiłki okołotreningowe i ich rzeczywisty wpływ (rzeczywiście jest tak duży?) noni jak przy tym nie popaść w frustrację i przygnębienie i mieć siłę na trening.. 😉 pozdrawiam serdecznie!
Dzięki Kinga za komentarz 🙂 będę w takim razie tworzyć 😉 pozdrawiam!
Ja jestem bardzo ciekawa! Sama przytyłam właśnie na diecie roślinnej, ale mój organizm wręcz o to błagał i po prostu jak zaczęłam jeść to aż nie mogłam się nasycić, tak byłam wygłodzona. W końcu jednak się nasyciłam. Teraz zjem na drugie śniadanie banana i trochę masła orzechowego, wtedy (nie odbierało to głodu na obiad) 2 banany i ze 100g tego masła. Mimo to nie tyłam rekordowo dużo. W rok przybyło mi 5 kg czyli tyle, by mieć najniższą prawidłową wagę.
Bardzo chętnie się dowiem jak to jest ćwiczyć i odżywiać się na diecie roślinnej przy tym nie popadając w zgubny perfekcjonizm – ja też już nie chcę do niego wracać 🙂
Pozdrawiam
Super Magda! Jak bardzo się chce to wszystko da się zrobić 😉 a masło orzechowe jest ku temu najlepszym narzędziem 😀 najważniejsze to zaufać swojemu organizmowi. Będzie zatem niebawem wpis o sporcie. Pozdrawiam!
A taka ilość masła nie obciąży wątroby zwłaszcza jeśli ktoś ma bardzo niską wagę?
O jakiej ilości piszesz?
100g na raz, codziennie a nawet 50g
To zdecydowanie za dużo, jeśli mówimy o tłuszczach zwierzęcych. Co innego orzechy 😉
Ale jedzą tak codziennie przez miesiąc nie obciążymy trzustki?
Co miałaby tak znosić? Przecież nieprzetworzona dieta roślinna działa regenerująco na trzustkę i wątrobę a nie odwrotnie.
Podłączam się do zapytania Kingi i czekam na wpis
🙂
Tłuszcze sąciężkostrawne – czytałam ze niektórzy źle się czują po dużej ilości masła orzechowego
Tak, tłuszcze w dużych ilościach są ciężkostrawne, dla przeciętnej osoby 100 g masła orzechowego dziennie będzie „siadać” na żołądku, jednak należy pamiętaj, że każdy z nas jest inny, ma inną historię i mogą być osoby, które będą się po nim czuć lekko. Swoją drogą to trawienie może się również bardzo różnić w poszczególnych dniach, np. w zależności od stresu, ciśnienia, innych spożytych produktów. Najważniejsze to postępować z miłością do siebie 🙂
Hej! Ja po raz kolejny (oby w końcu ostatecznie) chcę opuścić ciemną stronę (nie)mocy. Jest motywacja, są marzenia, a teraz jeszcze szykuje się (mam nadzieję) masa przydatnych wskazówek. Nie jestem wege, ale kuchnia roślinna jest mi bliska. Dotychczas nie komentowałam, ale w końcu się przemogłam – fajnie, że jest takie miejsce w otchłaniach sieci. 🙂 Z niecierpliwością czekam więc na kolejne wpisy!
Hej hej! 🙂 Baaardzo doceniam Twoje zaangażowanie! Dzięki! Postaram się Ciebie nie zawieść. Nie ma zresztą takiej opcji, bo tycie może nie być udręką tylko trzeba pewne rzeczy przepracować 😉 do usłyszenia kochana! Trzymam za Ciebie kciuki 🙂
Dziękuję za ten wpis i proszę o jakieś przykłądowe jaldospisy
Proszę bardzo 🙂 niebawem pojawią się na blogu 🙂
Bardzo ciekawy wpis. Zawsze byłam osoba bardzo szczupła, ale nigdy myślałam, żeby się metodycznie zabierać za tycie, bo problemów z tego tytułu nigdy nie miałam tj morfologia, skóra i włosy, miesiaczka itd są ok. Z tym, że mam hashimoto. W moich zdrowotnych poszukiwaniach dotarłam do testów na nietolerancje i obecnie jestem na diecie eliminacyjnej, pod kontrolą dietetyka. Ona oczywiście zalecila mi również przytycie i taki zaproponowała jadlpspis, ale na tej restrykcyjnej diecie po prostu nie umiem 🙁 czekam na koniec jak na zbawienie, tylko pytanie czy uda się wrócić do wszystkich produktów… Przykro mi jest jak bez przerwy słyszę komentarze, że jestem coraz chudsza (co nie jest prawdą), dodatkowo mnie to frustruje. Ale gotowanie dla rodziny i dla siebie specjalnie jest dla mnie trudne… Zastanawiam się, do której grupy się zaliczam i co mogę jeszcze zrobić 🙂
Przykro mi, że borykasz się z tym problemem. Musiałabym troszkę więcej o Tobie wiedzieć, żeby stwierdzić, do której grupy należysz, np. ile ważysz, przy jakim wzroście? Zastanów się czy dietetyk ustalił Ci odpowiednią ilość kalorii. To, że dieta jest mocno eliminacyjna nie znaczy, że musi powodować chudnięcie. Co więcej teraz można naprawdę jeść super smacznie i obficie eliminując gluten czy nabiał. Mamy tyle fajnych produktów na rynku! Mam nadzieję, że dojdziesz jak najprędzej do zdrowej masy ciała i zadowolenia ze swojego menu! 🙂
Myślę że przez 8miesiecy najpierw nieco schudłam, teraz chyba z kilogram udało mi się odzyskać 😉 i waze ok 47 kg przy wzroście 163cm. Owszem, doświadczyłam tego że taka dieta może być całkiem satysfakcjonująca, znalazłam wiele świetnych przepisów (na Twoim blogu również), jem jakieś 10x wiecej warzyw niż wcześniej i ogólnie się cieszę, że dbam o siebie. Natomiast kosztuje mnie to sporo czasu i energii, najczęściej chyba szwankuje mi planowanie i bywam głodna, bo się nie przygotowalam…myślę, że gdyby to się udało poprawić to byłoby dużo lepiej. Jadłospis mam na 2000-2200 i to może być trochę mało, również że względu na to że kp synka, już niewiele, ale jednak. Z tym że jadłospisu się kurczowo nie trzymam, bo musiałam to jakoś dopasować do potrzeb rodziny. Myślę że często jem wiecej, ale pewnie zdarza się też, że nawet tego nie wyrabiam. Ale jak sobie pomyślę, że miałabym liczyć kalorie to ogarnia mnie już totalna niemoc… Staram się skupiać na tym żeby nie być głodna, bo głód jak najbardziej odczuwam i apetyt mam.
W takim razie wychodzi na to, że jesteś naturalnie szczupła i nie powinnaś przejmować się opiniami innych 🙂 dopóki nie masz niepokojących objawów jak np. zanik miesiączki, to nie powinnaś się martwić. Jesteś świadoma swojej wagi, tego, że czasem potrzebujesz więcej zjeść i że stan nie jest na tyle krytyczny, żeby skrzętnie liczyć każdą kalorie. Ta kaloryczność wydaje się ok. Radziłabym Ci zaakceptować pewne wybory żywieniowe i postarać się cieszyć z tego co masz 😉 dzięki za wizytę na moim blogu! Bardzo cieszę się, że korzystasz z moich przepisów. Pamiętaj, że zawsze można je jeszcze bardziej uprościć 😉
Nie wierzę, że na diecie roślinnej można przytyć
Skąd ten brak wiary? Przecież jedząc roślinnie można w tych czasach żywić się wegańskimi burgerami, „mięskami”, słodyczami i raz dwa przybrać na masie.